– Uchodźca to nie problem. To wyzwanie – uważają jezuici z Mokotowa. I od ponad trzech lat pomagają obcokrajowcom odnaleźć się w naszym kraju.
– Szczęść Boże, czy zastałam brata Damiana – pytam przez telefon.
– Nie, jest w akcji. Właśnie pomaga Erykowi ze Słowenii i jego chorej mamie wynająć mieszkanie – słyszę.
Już mi się podoba. Tak samo, jak nazwa jezuickiej placówki, która od ponad trzech lat pomaga uchodźcom odnaleźć się w stolicy.
Domowa przestrzeń
Jezuickie Centrum Społeczne „W Akcji” mieści się na Mokotowie przy Sanktuarium św. Andrzeja Boboli. Przed południem panuje tu względy spokój. Jest więc chwila, by rozejrzeć się po ponad 130 metrowym pomieszczeniu. Wygodna kanapa, drewniany stół, kącik zabaw dla dzieci, w drugim końcu przestronna kuchnia i kilka stanowisk komputerowych. Całość tworzy domową przestrzeń, z której na co dzień mogą korzystać obcokrajowcy. Trafiają tu przez „pocztę pantoflową”, ulotkę czy pokierowani przez organizacje pomagające uchodźcom.
– Nie jesteśmy urzędem, biurem pośrednictwa pracy, ani opieką społeczną. Staramy się odpowiedzieć na znaki czasu i zaradzić problemom, z jakimi mierzą się obcokrajowcy, chociażby kwestia znajomości języka – tłumaczy s. Basia ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa Sacré Coeur, która towarzyszyła uchodźcom przez kilka lat.
Uchodźcy mają możliwość dwa razy w tygodniu uczestniczyć w zajęciach z języka polskiego, prowadzonych przez wolontariuszy. Regularnie uczestniczy w nich grupa ok. 50 osób – obywateli byłych republik radzickich jak Czeczenia, Tadżykistan czy Ukraina, uchodźców z Bliskiego Wschodu – Syrii, Iraku, Iranu, Egiptu czy Jordanii i krajów Afrykańskich – Ugandy, Egiptu, Nigerii, Etiopii, Erytrei, Libii, Kongo, Togo. Raz w miesiącu w dolnym kościele sprawowana jest Msza św. dla chrześcijan z Bliskiego Wschodu.
– Przez ponad 3,5 roku naszej działalności pomogliśmy ok. 350 osobom. Z wieloma zaprzyjaźniliśmy się. Niektórzy traktują nas jak bliskie osoby zapraszając nas na rodzinne uroczystości czy święta – mówi s. Basia.
Trudności to wyzwanie
Pomieszczenia pachnie świeżością. Tak samo jak kawa, którą w kuchni zaparza s. Anna – także ze Zgromadzenia Sacré Coeur. W Jezuickim Centrum Społecznym „W Akcji” pracuje zaledwie od kilku tygodni.
– Na razie uczę się egzotycznych imion. Powtarzam je w myślach, żeby do każdego móc zwrócić się osobiście. To takie ważne, żeby obcokrajowcy mogli czuć się tu dobrze – mówi. – I tak życie wystarczająco już ich doświadczyło – mówi.
„Mama Afryka” ma twarz spaloną słońcem. Tak naprawdę ma na imię Shwainsh i pochodzi z Erytrei. Przyjechała do Polski chroniąc się przed dyktaturą we własnym kraju. Ma statut uchodźcy. I spore trudności, by odnaleźć się w jakże obcym kulturowo kraju nad Wisłą.
– Afrykańczycy inaczej postrzegają kwestię czasu. Oni Często nie korzystają z zegarków. Nie jest dla nich oczywiste, że sprawy w urzędzie mają swoje terminy, a autobusy jeżdżą według ustalonego rozkładu – mówi s. Basia.
I dodaje: Dlatego tak ważne jest, żeby nasi wolontariusze pomagali uchodźcom w codzienności, np założeniu maila, załatwianiu spraw w urzędzie, zapisaniu dziecka do przedszkola, napisaniu CV, rozliczeniu PIT-u, szukaniu pracy czy mieszkania. Zdarzyło się nawet, że pewnej kobiecie z Afryki wolontariuszka towarzyszyła na sali porodowej…Innemu uchodźcy trzeba było zorganizować zimowe buty, gdyż w mroźny dzień przyszedł do nas w trampkach. Na przedpokoju stoi duża przeszklona szafa – jak dla wieloosobowej rodziny.
– To nasz „ciucholand” – żartuje brat Damian, jezuita, do niedawna odpowiedzialny za ośrodek. Z poskładanych w kostkę czystych ubrań może korzystać każdy, kto akurat potrzebuje ciepłej bluzy, kurtki, butów czy spodni. Podobną funkcję pełni także kuchnia. Nie raz zdarzyło się, że pachniała egzotycznymi potrawami, które przyrządzali uchodźcy.
Pomysł na zorganizowanie miejsca służącemu uchodźcom kilka lat temu przyniosło samo życie. A raczej sami uchodźcy, którzy w jezuickiej parafii św. Szczepana przy ul. Narbutta szukali duszpasterskiej opieki. Z potrzeby serca na Mokotowie powstało Jezuickie Centrum Społeczne „W Akcji”, które od jesieni ubiegłego roku przy ul. Rakowieckiej ma nową siedzibę. Z placówką współpracuje 40 wolontariuszy.
– Św. Ignacy Loyola zachęcał, by działanie – akcję, łączyć z kontemplacją. W praktyce chodzi o to, by trudności, które spotykamy taktować jak wyzwanie – okazję do objawienia się Bożej łaski – wyjaśnia br. Damian.
I wymienia wiele „beznadziejnych”, uchodźczych historii, które dzięki pomocy z Nieba udało się wyprowadzić na prostą.
Agata Ślusarczyk (Tekst ukazał się w Dodatku Warszawskim do Gościa Niedzielnego Nr 28/2017)