W słoneczne sobotnie popołudnie, 10 czerwca, zaprosiła nas do JCS-u całkiem niemała erytrejska ekipa: Harugu, Shwainesh, Meron, Daniel, Fshaye, Haftom i Michaele. Spotkaliśmy się, aby wspólnie celebrować kulturę Erytrei i posłuchać opowieści o tym kraju. Ciekawość Erytrei przyciągnęła grupę iście międzykulturową – byli nasi znajomi i przyjaciele z Etiopii, Syrii, Iraku, Wyspy Reunion, Ukrainy i Polski.
Rozpoczęliśmy od krótkiej prezentacji, podczas której Erytrejczycy przekazali nam to, co dla nich ważne i piękne w ich kraju. Choć Erytrea jest bardzo doświadczona wojną i konfliktem z Etiopią, a także panującym tam obecnie reżimem, dla Erytrejczyków równie cenna jest pamięć o tym, co jest dumą i bogactwem ich kultury i kraju, który musieli opuścić. Podczas prezentacji mogliśmy więc dowiedzieć się, dlaczego wielbłąd jest ważnym zwierzęciem dla Erytrejczyków i jak to się stało, że znalazł się w godle narodowym. Usłyszeliśmy też o dziewięciu grupach etnicznych w Erytrei oraz o tym, jak to się dzieje, że chrześcijanie i muzułmanie żyją w tym kraju w dobrych relacjach. Dowiedzieliśmy się również o tym, że Erytrea – kraina nad Morzem Czerwonym – znana była bardzo dobrze w starożytności jako położona na jednym z głównych szlaków handlowych pomiędzy Grecją, Rzymem, Bliskim Wschodem i Afryką. Erytrejczycy zabrali nas więc w podróż do najważniejszych i najciekawszych miejsc w swoim kraju. Opowiedzieli nam też o przepięknej naturze – wszechobecnych górach i Morzu Czerwonym, na którym znajduje się wciąż mało znany i dziewiczy archipelag Dahlak.
Następnie mogliśmy doświadczyć niezwykłej gościnności erytrejskiej, kiedy po zakończonej prezentacji zostaliśmy zaproszeni do stołu zastawionego daniami przygotowanymi przez Shwainesh, Harugu i jej siostrzenicę Eden. Nie zabrakło tam erytrejskiego chleba powszedniego, czyli ndżery – tradycyjnych placków stanowiących podstawę do rozmaitych sosów, które się na nie nakłada. Mogliśmy wspólnie smakować przepyszne erytrejskie potrawy, a ci z nas, którzy nigdy wcześniej nie jedli ręką, mieli niepowtarzalną okazję, aby sprawdzić się w tej umiejętności.
Nie mogło też zabraknąć słynnej ceremonii kawowej, która stanowi nieodłączną część erytrejskiej gościnności. Jest to prawdziwa uczta nie tylko dla podniebienia, lecz także dla pozostałych zmysłów. Bardzo dobrze o tym wie zakochana w ceremonii kawowej Shwainesh, której wielką radość sprawia każda okazja do przyrządzenia kawy tradycyjnym erytrejskim sposobem. Kiedy Shwainesh zasiadła przy stoliku z dżabaną, glinianym dzbankiem do gotowania kawy, i zaczęła palić zielone ziarenka na niewielkiej patelence, całe pomieszczenie wypełniło się niezwykłym aromatem. W ten sposób zabrała nas do swojego kawowego królestwa, w którym oprócz picia kawy ważne jest spotkanie, bycie z ludźmi i czas na rozmowę. Mieliśmy więc dużo czasu, aby porozmawiać ze sobą nawzajem, zadać Erytrejczykom nurtujące nas pytania czy też posłuchać o tym, jak im się mieszka wśród nas, w Warszawie.
A kiedy zabrzmiały rytmy erytrejskiej muzyki, ruszyliśmy wszyscy do tradycyjnych tańców w kręgu, którym nie było końca. W takich momentach przypominają mi się słowa zaprzyjaźnionej z JCS-em Godet z Kongo: „Dzięki temu miejscu i tym spotkaniom odzyskałam radość życia, przypomniałam sobie, że umiem tańczyć.”
Kiedy widziałam radość na twarzach naszych przyjaciół z Erytrei i osób, które przyjęły ich zaproszenie, uświadomiłam sobie po raz kolejny, jak niezwykle ważne jest tworzenie takiej przestrzeni do wzajemnych spotkań ludzi z różnych kultur, w której następuje swoista wymiana tego, kim jesteśmy. Każda osoba chce coś wnosić, czymś się podzielić, opowiedzieć nam o tym, co dla niej ważne, pokazać nam swoją kulturę i gościnność. To, co możemy dać w zamian, to nasza obecność, otwartość i ciekawość.
Katarzyna Artemiuk